środa, 27 lipca 2011

Niesamowite polędwiczki wieprzowe z quinoą i jogurtem imbirowym

Kuchnia jest na pierwszym piętrze, jedzenie zsyłane jest windą na parter, komunikujemy się telefonicznie. Dzwonek telefonu w barze i restauracji ma dwa brzmienia. Długie biiiip-biiiip dla rozmów wewnętrznych i krótkie bip-bip-bip dla zewnętrznych. Prawie wszyscy nowi kelnerzy i barmani długo nie mogą się uporać który jest który. Generalnie odbierają telefon i na jednym wydechu mówią dobrywieczornazwęrestauracjiktomówiiwczymmogępomóc. I tak za każdym razem kiedy próbujemy się czegoś od nich dowiedzieć. Raz, dwa, noo trzy są zabawne, ale kiedy zmówienia nie mieszczą się na hakach to przestaje to być śmieszne.


Dzwonię na dół i znowu słyszę dobrywie…, dość! Sięgam po sprawdzony i nas już nie bawiący sposób nauki rozróżniania dzwonków. Używałem go dziesiątki razy, nawet nie wierzę, że się ktoś nabierze. Beznadziejnie udawanym włoskim akcentem mówię: dobry wieczór czy mogę zamówić na wynos? -Eee, proszę poczekać, chyba tak. Słyszę, że pyta kogoś czy robimy na wynos. - Robicie, robicie, zawsze biorę to samo, cztery linguini, dwa penne i pizzę. -Mogę adres? Podaję i czuję rosnące zwątpienie wyczuwalne nawet przez słuchawkę. Nie wytrzymuję i zaczynam się śmiać…Słyszę: bastards! i śmiech…


W kuchni też zdarzają się niezłe przypadki. Szczególnie dobrzy są pomocnicy/zmywacze. To chyba za sprawą przekonania, że każdy może to robić i że jest to mało przydatna i bardzo drugoplanowa praca w związku z czym ich podejście bywa mało poważne. Jak się często okazuje – niesłusznie.


Nasz najnowszy nabytek jest magnesem na nieprzewidywalne i najczęściej niezależne od niego wypadki losowe, które barwnie i szczegółowo relacjonuje po przyjściu. Porody, zalane wodą ulice, kordony policyjne są jego najczęstszymi powodami, które powstrzymują go przed pojawieniem się na czas a jednostka czasu, którą się posługuje to „ze 40 minut”, które w realnym czasie oznacza przynajmniej półtorej godziny. Postanowiliśmy zabawić się w jego fantazyjną grę, bo jak mówią słowa piosenki „fantazja, fantazja jest od tego, aby bawić się, aby bawić, aby bawić się na całego...” Jako najbardziej doświadczonego w ekstremalnych przygodach, postanowiliśmy wysłać go po parę halal polędwiczek wieprzowych do muzułmańskiego rzeźnika. Poszedł. Długo go nie było, ze 40 minut, ale wrócił z uśmiechem na twarzy i polędwiczkami w torebce plastikowej… z Tesco. Tam go skierował rzeźnik. Taka jest wersja oficjalna. Już się nie spóźnia, 5 minut to nie spóźnienie ;)


A oto przykład, że można przygotować wieprzowinę w bliskowschodni sposób.

Niesamowite polędwiczki wieprzowe z quinoą i jogurtem imbirowym
(4-6 porcji)

2 polędwiczki wieprzowe (oczyszczone z tłuszczu i osuszone ręcznikiem papierowym)
4 łyżki oliwy z oliwek
3½ łyżki mielonego kminu rzymskiego
1½ łyżki cynamonu
5 łyżek startego świeżego imbiru
6 gwiazdek anyżu
300g quinoa lub kuskus
2 garści rodzynek sułtańskich
Starta skórka i sok z 1 cytryny
10-15 listków mięty (drobno pociętych)
300g jogurtu greckiego
Sól morska
Świeżo zmielony pieprz
Olej do smażenia

Rozgrzej piekarnik do 190ºC.
Wymieszaj oliwę, 3 łyżki kminu rzymskiego, cynamon i 3 łyżki imbiru dodając szczyptę soli i pieprzu. Rozgrzej mocno 2 łyżki oleju na patelni, posmaruj polędwiczki małą ilością oleju i dopraw wstępnie solą i pieprzem. Podsmaż na patelni przez 4-5 minut ze wszystkich stron, żeby się zbrązowiły. Przełóż na blachę do pieczenia i posmaruj przyprawami. Na blasze ułóż gwiazdki anyżu a na nich polędwiczki. Wstaw do piekarnika na 25-30 minut albo do momentu kiedy po nakłuciu w najgrubszym miejscu wykałaczką popłynie czysty „wodnisty” sok. Wyjmij i odstaw na 5-10 minut w ciepłe miejsce.

W międzyczasie ugotuj quinoę zgodnie z zaleceniami na opakowaniu producenta. Na ostatnie 5 minut gotowania wrzuć do garnka rodzynki, startą skórkę i wlej sok z cytryny. Przed podaniem wmieszaj miętę.

Wymieszaj pozostałe 2 łyżki imbiru i pół łyżki kminu z jogurtem. Dodaj odrobinę soli do smaku.

Podawaj w dobrym towarzystwie :)

12 komentarzy:

Maggie pisze...

Lubie czytac twoje opowiesci z frontu :)
A poledwiczki dodaje do zakladek, bo sa bardzo w moim stylu. Robilam kiedys podobne, tyle, ze w towarzystwie kuskusu. Sprobuje i z quinoa, bo czemu nie?

Amber pisze...

Arku,świetnie czyta sie Twoja opowieść.
Polędwiczki na sposób bliskowschodni...Naprawdę bym nie pomyślała.Ale są wyjątkowe.
Wszystko tutaj jest na swoim miejscu.

agnieszka pisze...

Bardzo podobała mi się historia ;) Polędwiczki genialne!

ewe.kott pisze...

pysznie brzmi! aż mi ślinka pociekła :)
lubię takie opowieści od kuchni ;)

kuchennefascynacje pisze...

Wierzę na słowo bo i tak wygląda NISAMOWICIE :)

aga pisze...

fajne te poledwiczki, z takimi przyprawami pewnie ciekawie smakuja:)

Monika pisze...

Ale z Was wredoty, no niee.. :D

Przepis na polędwiczki bardzo się przyda zimą :)))

Pozdrowienia!

Unknown pisze...

Trochę upierdliwa ta winda. Współpracownicy to widzę wyjęci prosto z "kill grill".
Podoba mi się ten sposób aromatyzowania mięsa na gwiazdkach anyżu.
Kolejna porcja wyśmienitej potrawy i techniki.
pozdrawiam

Gosia pisze...

Dobrzy jestescie :) ale najwazniejsza jest zdrowa atmosfera w pracy :) Poledwiczki sa super,quinoa tez,ale najbardziej podoba mi sie ten jogurt do nich :)

Pozdrawiam :)

Hania-Kasia pisze...

Jogurtu z dodatkiem imbiru jeszcze nie jadłam - ciekawy pomysł.

beata lipov pisze...

Arek, przez Ciebie muszę jutro znowu lecieć na bazarek. Polędwiczki pierwsza klasa!

buruuberii pisze...

Bastardos! Ale jak caly wrocil ten "pomocnik" to jednak rzeznik nie zrobil mu krzywdy :D Zartownisie...

Niesamowite te polwedwiczki, biore, choc wolowa poledwiczka halal tez nie pogardze ;)

PS. Czyli jednak dobrze wyczulam w poprzednim wpisie ;-) Duzo sil Arku i zasluzonych wakacji!