Od wczesnego popołudnia siedział przy barze. Szczupły brunet o regularnych rysach sączył różnego rodzaju trunki wpatrzony w wysoką barmankę czarując ją jednocześnie bardzo zaangażowaną i wielowątkową konwersacją, która ewidentnie jej schlebiała. Patrząc na nich trudno było się zdecydować czy znają się od dawna czy są nowozakochani. On jej prawił komplementy a ona opierając łokcie o bar patrzyła mu prosto w oczy i spijała je z jego ust prawie fizycznie. Siedzący wokół baru klienci nie ukrywali swojego zainteresowania dalszym ciągiem spotkania…
Na pewno już o tym wspominałem, ale dla pewności powtarzam, że moje miejsce pracy oprócz pubu i restauracji ma siedmio-pokojowy hotelik. Żeby do niego dotrzeć trzeba przejść obok kuchni a czasami nawet poprosić nas o otwarcie drzwi oddzielających część hotelowo-kuchenną od reszty. Otwieramy na hasło - trzy uderzenia pięścią w ścianę ;)
Usłyszałem pukanie i poszedłem otworzyć. Kiedy uchyliłem drzwi bardzo ładna i bardzo zdenerwowana dziewczyna przemknęła obok mnie bez słowa rzucając lodowate spojrzenie. Za drzwiami słychać było szybkie choć niezbyt regularne kroki. Ona pobiegła do jednego z pokojów piętro wyżej, a zanim ponownie otworzyłem drzwi była już z powrotem żądając ode mnie nowego klucza do jej pokoju (Szok! Stałem bez słowa. Przecież ja tu tylko gotuję!!). Starając się wytłumaczyć swoją sytuację (sic!) nacisnąłem klamkę i uchyliłem drzwi. Brunet z baru z szerokim uśmiechem na twarzy wręczył jej klucz i nie zwracając na nią więcej uwagi, zupełnie zrelaksowany mówi do mnie: „Co dobrego dziś na obiad, bo jestem głodny. Ty tu gotujesz?” – na co ja korzystając z absurdalnie wysokiego poziomu napięcia w powietrzu, odpowiadam: „Wydaje mi się, że dzisiaj będziesz musiał ugotować sobie coś sam”. – „Nie ma sprawy gdzie jest kuchnia?” – „Przed Tobą!”.
Wszedł do kuchni, zdjął marynarkę i z miejsca poczuł się jak u siebie. -„ Co mam robić?” – „Umyj ręce, załóż fartuch, poćwiartkuj pomidory i posiekaj cebulę” – miałem nadzieję, że go zniechęcę, ale skąd- zaangażowanie 100%. Temperatura w kuchni szybko wpłynęła na jego samopoczucie. Z minuty na minutę wydawał się być bardziej pijany. – „Mam świetny pomysł, dokończysz swoje dzieło jutro. Zrobisz ze mną poranną zmianę, śniadanie - prosta rzecz. Na dzisiaj wystarczy, Twoja dziewczyna nie wygląda na zbyt zadowoloną… też widziałem Cię przy barze…wpadłeś jak śliwka…”. Zdjął fartuch, złożył go w kostkę i odłożył na stół. Wyprostował się, pokiwał głową (chyba zgadzając się z tym co powiedziałem) – „To nie jest moja dziewczyna. Znaczy już nie jest…od Szwecji…czyli piątku… Tylko razem podróżujemy. O której zaczynam?”; -„Szóstej” - zażartowałem. – „ Będę!”
Nigdy więcej go nie spotkałem, nie przyszedł się pożegnać. Podobno mówił prawdę, że już nie są parą. Może jestem staromodny, ale razem czy osobno trzeba dbać o towarzyszkę podróży. Mam nadzieję, że dalsza część podróży im się udała. Ta historia nie ma żadnego drugiego dna lub morału, może poza tym, że praca w kuchni uczy bycia bezpośrednim w rozmowie i… nie można podrywać dziewczyn/chłopaków na oczach byłych. To świństwo, przynajmniej następnego dnia po rozstaniu ;)
Schabowy z kością w sosie musztardowym z suszonymi śliwkami
(4 porcje)
4 kotlety schabowe (grubości kciuka, ok.200g każdy)
Oliwa z oliwek
4 gałązki świeżego tymianku
Sól morska
Świeżo zmielony pieprz
Łyżka masła
16 suszonych śliwek
200ml białego wytrawnego wina
2 łyżeczki gruboziarnistej musztardy
2 łyżeczki miodu
150ml śmietanki
Posmaruj mięso cienką warstwą oliwy, posyp listkami tymianku z dwóch gałązek i dopraw solą i pieprzem. Rozgrzej na patelni bardzo małą ilość oleju, dodaj kotlety, przyciśnij je na chwilę łopatką i smaż przez 3-4 minuty z każdej strony. Pod koniec smażenia lekko zmniejsz ogień. Mięso powinno być z obu stron zbrązowione, ugotowane w środku i soczyste. Zdejmij kotlety z patelni i odłóż w ciepłe miejsce.
Wrzuć na patelnię masło, dodaj suszone śliwki i pozostały tymianek. Podsmaż przez 20-30 sekund, wlej wino i dodaj musztardę. Gotuj do momentu aż wino odparuje do konsystencji „syropu” (ok.4-5 minut). Wtedy dodaj miód i śmietankę, dopraw solą i pieprzem. Gotuj na mocnym ogniu przez 1-2 minuty żeby zagęścić sos. Dodaj kotlety, podgrzej przez chwilę i podawaj polane sosem z ziemniaczanym puree i zielonymi warzywami (jarmuż lub szpinak świetnie do tego pasują).
Smacznego!
środa, 23 listopada 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
17 komentarzy:
Arek, Ty to masz pracę:D
A ja zrobiłam się bardzo głodna, schabowy prezentuje się rewelacyjnie!:)
Ciekawie opowiadasz :)).
Czytałam i byłam ciekawa jak historia się kończy.
Schab wyglada znakomicie!
Pozdrowienia:)
No no nie wiem jaka temperatura panuje tam u Was w kuchni, ale temperatura tej historii... ufff.. jak mi gorąco! :))
I teraz będzie za mną chodzić apetyt na więcej... Ach, ta moja wstrętna wyobraźnia...
Interesująca historia :) a przepis na pewno godny wypróbowania. Lubie podobne połączenia smaków. Pozdrawiam wreszcie słonecznie :)
Lubie te twoje okolokuchenne anegdoty :)
I twojego schabowego tez lubie. Takie meskie danie, a ja przepadam za meskimi daniami.
Święte słowa. Chociaż ten etap związków już dawno za mną.
A schabowy? Rewelacja. W sam raz na świąteczny stół.
Trzeba było w tej kuchni z niego siódme poty wycisnąć !!!
Schab ze śliwką to klasyka, Twoja wersja podoba mi się bardzo :)
zabawne, ale wczoraj myślałam o tym, że patrząc na kogoś nie możemy się nawet domyślać jakie historie nosi za sobą ani czy i jak los splecie nas z nią. Choćby na krótką, otwartą rozmowę w kuchni;) Wątek pary-nie-pary w podróży i incydent w restauracji, na co komu filmy skoro pod nosem takie historie:)
Ze schabowego zabieram sobie tylko śliwki, ale muszę przyznać że wygląda pierwszorzędnie:)
Napisz romans, napisz plisssssssssssssssssssssssss ;)
Kupię cały nakład!
No kotlet fajny.
A co było dalej????
;)
pozdrawiam ciepło
M.
A ja schabowego biore ze wszystkimi dodatkami. I prosze o kolejne historie z zycia wziete coby mi sie go lepiej jadlo. Takie spiewanie-pisanie do kotleta :))
Milego dnia :)
Nie wiem co mi się bardziej podoba historia, czy przepis ...:)A może jedno i drugie :)
to wszystko brzmi jak początek dobrego opowiadania
Kolejna historia 'Arek style'. Suuuper :) Dobre zdania wielokrotnie złożone to Twoja specjalność, podobnie jak dobre kawałki (mięsa) :)
Patrycja,
dzieje sie tam dzieje ;))
Majana,
uwierz mi, ze tez bylem bardzo ciekaw zakonczenia ;)
Aurora,
jest tak goraco jak myslisz anawet bardziej, ze nie wiele pozostaje wyobrazni...;)
Wiewiora,
przepis naprawde polecam, nawet jezeli wieprzowina nie jest moim ulubionym miesem.:)
Maggie,
tez je lubie hahaha (obbserwowac i opisywac )
Kabamaiga,
fajnie, ze sie zgadzamy :)
Grazyna,
wiem, ale nie chcialem, zeby sobie poobcinal palce ;))
Mar,
tez bardzo lubie obserwowac ludzi (najbardziej przez szybe kawiarni)i zadawac sobie to samo pytanie co Ty ;))
Monik.L,
Napisze, tylko musze troche materialu zebrac ;))
Majka,
wlasnie mi uswiadomilas, ze pisze do kotleta, lubie to :))
Ewa smaczniutkie.pl,
Fakt! ciezka decyzja hahaha!
Jswm,
dzieki, byc moze, tylko czasu brak..
Ania W.
What can I say? I can't help myself ;)
Nie wiem czy dobrze widze ale ten schab jest chyba z kością? - czyli tak jak lubię - nie wspominając o ingrediencjach.
pozdrawiam
Tak Stary Druhu!Lata leca i oczy nie te same! :) Jak wskazuje nazwa dania jest to schabowy z koscia w sosie musztardowym z suszonymi sliwkami! ;D
Opowiesc co by nie mowic wielce wciagajaca, w tym barze-rastauracji-hoteliku to macie zycie :D jednak dzisiaj przyciagnely moja wszelka uwage kotlety, jesli juz mieso mogloby dla mnei nei istniec, to do kotletow z koscia sie to neikoniecznie odnosi :))) Poezja, zapisana do zrobienia! sciskam Arku.
Prześlij komentarz