Uwielbiam
komentarze w stylu: „krewetki? łeee-robale!”, „puree- nie, mam złe
skojarzenia”, „nie lubię ryb bo mają ości”, „piękne danie, ale ja poproszę bez
tego, tego i tamtego”… „Cywilom” je wybaczam, ale jeżeli padają z ust kogoś kto
nazywa się miłośnikiem dobrego jedzenia to tylko w wypadku przedstawienia
sensownego uzasadnienia, chociaż najbardziej doradzam przemilczenie ;)
Gdzie zaczyna a
gdzie kończy się prawdziwy foodie? Czy wystarczy o sobie tak powiedzieć i już
się nim jest? Czy można być foodie i nie poszerzać swoich kulinarnych
horyzontów? Dać się zastraszyć traumom z dzieciństwa i smakowo poruszać tylko w
swojej wygodnej przestrzeni kilku ulubionych smaków?
Pytam, ponieważ
kilka miesięcy temu uczestniczyłem w dyskusji z pewną imponującą swym kulinarnym
zacięciem (przynajmniej na pierwszy rzut oka) grupą miłośników jedzenia.
Zapytałem o szansę wprowadzenia do ich jadłospisu brukwi. Otrzymałem wiele
emocjonalnie naładowanych odpowiedzi, głównie negatywnych, część posądziła mnie
o chęć przeniesienia ich w czasy okupacji, mimo tego, że oni sami urodzili się
długo po a inni byli (chyba) zniesmaczeni próbą karmienia ich jedzeniem dla
zwierząt. Kiedy emocje opadły znalazło się paru odważnych, którzy przyznali się
do spożywania… brukwi oczywiście.
Muszę przyznać,
że nie jestem poszukiwaczem ekstremalnych doznań kulinarnych, ale zawsze daję
kredyt zaufania nowemu składnikowi czy daniu. „Biesiadni obrzydzacze” nie mieli
wielkiego wpływu na moje podniebienie aczkolwiek przyznaję, że słabsze
jednostki mogłyby zostać zdeformowane przez takie zachowanie. Te westchnięcia,
okrzyki, miny, sami wiecie o czym mówię… ja im mówię nie!
Brukiew i
topinambur to jedno z moich ulubionych połączeń. Do pieczonych mięs, do ryb a
nawet kiełbasek z grilla czy ogniska – sprawdza się doskonale, smakuje świetnie
i kolorem ożywia talerz :)
Łupacz na puree z
topinamburu i brukwi z salsą kolendrową
(4 porcje)
4x 150-200g porcje
fileta z łupacza lub dorsza
Sól morska
Olej do smażenia
Puree:
250g brukwi
(obranej i pociętej w równe kawałki)
250g topinamburu
(obranego i pociętego w równe kawałki)
50g masła
Sok z cytryny (do
smaku-opcja)
Sól morska
Świeżo zmielony
pieprz
Salsa:
Duży pęczek
kolendry
1/2 zielonego chilli
1 ząbek czosnku
Skórka starta z ¼
cytryny
Sok z ¼ cytryny
3-4 łyżki oliwy z
oliwek
Przypraw filety
solą (obficie, ale bez przesady!), przykryj i wstaw do lodówki na czas
gotowania puree (ok. 30 minut). To spowoduje, że ryba nabierze bardziej zwartej
konsystencji.
Zalej warzywa
obficie wodą i ugotuj do miękkości. Odcedź na durszlaku, zostaw na 2-3 minut do
odparowania, przełóż do garnka/pojemnika dodaj masło i zmiel blenderem na
jednolitą masę. Dopraw solą, pieprzem i odrobiną soku z cytryny. Odstaw w
ciepłe miejsce.
W międzyczasie
posiekaj drobno (ale nie bardzo drobno, żeby nie wyszło z tego pesto) liście kolendry, dodaj posiekaną papryczkę chilli, posiekany i
rozgnieciony czosnek, wymieszaj z resztą składników.
Opłucz rybę z
soli i osusz ręcznikiem papierowym. Rozgrzej olej na patelni (średni gaz),
połóż filety skórą do dołu i smaż przez 2-3 minuty, odwróć smaż kolejne 2-3
minuty, odwróć ponownie i posmaruj rybę salsą. Zmniejsz ogień, po minucie
zdejmij z ognia i podawaj z puree i brokułami lub innymi zielonymi warzywami*.
*Czas smażenia
oczywiście może być różny w Twoim przypadku, wszystko zależy od wielkości ryby,
jej temperatury i temperatury patelni.
** Możesz rybę
upiec w piekarniku lub pod grillem, jak wolisz, ważne żeby salsę dodać pod
koniec i żeby ona „ugotowała się” tylko temperaturą emitowaną przez mięso ryby.
17 komentarzy:
ojezu. brzmisz jak moj kolega z pracy. w ktorej korpo pracujesz?
Na szczescie z korpo od bardzo wielu lat nie mam do czynienia :)
Arku, puree biorę w ciemno, jadam czasem brukiew, choć trudno zdobywalna, a topinambur rośnie w ogrodzie i właśnie prosi o wykopanie. Salsa też mi się podoba, jednak - wybacz - nie użyję ich do ryby. Bo choć pięknie i smakowicie wygląda, ja się na nią nie skuszę. Nie, żebym nie lubiła ryb - o nie, lubiłam, ale od wielu lat wegetarianką będąc - tylko na nie spoglądam, już nawet bez tęsknoty...
Takim oto sposobem znalazłam się w gronie czytelników, którzy proszą "bez tego, tego i tamtego". Nie gniewaj się, czytam Cię regularnie, czasem komentuję (choć raczej rzadko) i naprawdę jestem smakoszem - po prostu spośród wszystkich Twoich wspaniałych kreacji wybieram te etycznie akceptowalne:-)
Serdecznie pozdrawiam i proszę o więcej! Nawet, jeśli nie będą przeznaczone dla "jedzących inaczej"...
na pytanie o brukiew.. moja odpowiedź też byłaby emocjonalnie naładowana. pozytywnie. nigdy nie jadłam, więc strasznie chciałabym spróbować. szczególnie w takiej pysznej wersji.
Brukiew to smak dzieciństwa! :)
Och, uwielbialiśmy brukiew - ja i mój brat. Twoje danie jest pełne wspomnień.
Poszerzac horyzonty smakowe lubię.
Krewetek np nie jem,ale nie mówię im nie, może kiedyś posmakują mi tak bardzo,że się z nimi zaprzyjaźnię?
Pozdrawiam:)
Polecam do tego jedzonka te bardzo ciekawe piwko http://browarnik.blogspot.com/2012/06/pinta-viva-la-wita.html
:)
ja nigdy nie jadłam brukwi ani topinambura i ciekawa jestem bardzo... Zwłaszcza, że o ile topinambur wydaje mi się, że potrafię sobie wyobrazić jak smakuje to brukwi ani troszeczkę.
Ale za rybę jednak podziękuję - narażając się na śmieszność powiem, że ma ości (trauma z dzieciństwa), że zapach mnie odstrasza i że jeszcze nie trafiłam na taką rybę która by mi smakowała (a żeby nie było - chociaż nie lubię to próbuję, jak już jest)
Heh... ja tam jestem w przeciwnym obozie - ludzi z szeroko otwartą paszczą na próbowanie nowego :D
Akurat zostałem szczęśliwym posiadaczem topinamburu, o który w Polsce ciężko, a że brukiew mam, to i dzisiaj zrobię to danie. Tylko łupacza w kraju nie ma... :( W jego roli wystąpi dorsz.
Witam, nominowałam Twój blog do zabawy Liebster Blog, zapraszam do pobrania pytań z mojego bloga i dalsze przekazanie zabawy :)
świetnie to wszystko wygląda. chciałabym zobaczyć taki talerz przed sobą :)
prezentuje się super, pomimo że nie próbowałam jeszcze topinamburu i brukwi, zjadałabym w ciemno:)))
Foodie. Łatwo powiedzieć, trochę trudniej być nim tak naprawdę. Mam wrażenie, że obecnie wystarczy obwieścić, że się do McDonalda nie chodzi i już się jest samozwańczym foodie. Rób swoje!
Ja na przykład nie jem za bardzo krewetek (i owoców morza) w ogóle, bo są nieestetyczne. No nie pasują mi i już. Za to do warzyw nie mam żadnych uprzedzeń, brukiew może być super, tak jak pasternak :)
Brukiew uwielbiam ;) Pieczona w cienikich plasterkach z kawalkami marchewki, ziemniakow i czosnku w lupinkach jako dodatek do pieczeni i sosu. Brukiew jest przepyszna.
A.
Żebym mogła gdzieś kupić brukiew i topinambur to zaraz bym sie tym zajęła a tak to wierze Ci na słowo że to dobre połączenie bo wygląda smakowicie :-)
Właśnie - też jak mówię brukiew - patrzą się na mnie jak bym zwierzęta chciał karmić - do czasu dopóki nie poznają smaku zapiekanej, podsmażanej czy gotowanej brukwi. No cóż jedni lubią eksperymenty a inni jedzą owoce morza
Prześlij komentarz