skip to main |
skip to sidebar
Kiedy wybierałem się na jeden z moich pierwszych egzaminów semestralnych do Torunia, moja mama wpadła na pomysł, że mogę spotkać się tam z jej znajomą i u niej zatrzymać. Problem jednak polegał na tym, że to była nowa znajoma a ja nigdy jej nie widziałem. Umiałem jednak już obsługiwać telefon więc zadzwoniłem, żeby umówić się na spotkanie…
- Dzień dobry, mówi Arek, chciałbym się z panią umówić…na spotkanie…
- Cześć, mów mi Krystyna, powiedz gdzie chcesz się spotkać…
- Fosa Staromiejska, Wydział Prawa, O 11-tej przed wejściem.
- Dobrze, ale jak się rozpoznamy?
- Ja mam długie blond włosy, niebieskie buty, obcisłe spodnie i żółty parasol, który co 20 sekund będę podnosił w górę… hehe…
- ?!?! haha ( nerwowy śmiech połączony z lekkim szokiem, ale gra twardo…) A ja…chyba cię rozpoznam…
Zgodnie z ustaleniami czekałem na nią w umówionym miejscu. Ja wyglądałem tak jak ustaliliśmy i machałem parasolem, kiedy podeszła do mnie atrakcyjna trzydziestoparolatka…Tak narodziła się nasza kilkuletnia znajomość i przyjaźń podtrzymywana częstymi spotkaniami, dzięki, której włączyłem się w ciekawą sieć towarzyskich zależności, jednocześnie stając się idolem jej nastoletniego syna hehe.
Pewnego wieczoru kiedy siedzieliśmy u Krystyny z grupą znajomych, przyszedł jeden z moich wykładowców z nową ”narzeczoną”…sytuacja stała się chwilowo lekko kwadratowa, ale szybko została opanowana naszym profesjonalnym podejściem. Bez słów ustaliliśmy zasady gry…jak ukrywający się kochankowie hehe. Za dnia Pan Doktor, wieczorem Andrzej po prostu Andrzej…Na szczęście nie ukończyłem tych studiów . Nie mogę być więc posądzony o kumoterstwo…uffff!
Po paru miesiącach znajomości, stojąc rano w kuchni, oparta o kuchenkę, oświetlona pięknym, porannym światłem, podkreślającym jej urodę, Krystyna spojrzała na mnie i… odważyła się powrócić do naszego pierwszego spotkania…
- Wiesz- powiedziała jakby wahając się czy to wypada- wtedy kiedy zobaczyłam Cię po raz pierwszy…
Patrzyłem na nią bez słowa. Wyglądała naprawdę pięknie w granatowych dżinsach i czarnej koszulce na ramiączkach…
- Pomyślałam, że…
- że…
- …że jest dobrze…bo kiedy zadzwoniłeś i powiedziałeś jak będziesz wyglądał…Naprawdę zastanawiam się czy dobrze robię idąc na to spotkanie…Myślałam, że spotkam jakiego odlota, wariata…niebieskie buty, żółty parasol-nie!!, ale…fajnie, że jesteś.
- Zrobić Ci kanapkę?...
Moje życie wtedy było jedną wielką układanko-przekładanką toczącą się między pracą w Trójmieście, weekendowym mieszkaniem w Olsztynie i studiami w Toruniu…, ale było naprawdę fajnie…tak jak lubię hehe! Dużo akcji!
Selerowa przekładanka znana również jako celeriac gratin
(4-6 porcji)
400ml śmietanki kremówki
1-2 ząbki czosnku (lekko rozgniecione)
½ kg obranego korzenia selera
25g masła
Sól
Świeżo mielony pieprz
-starty żółty ser Gruyere lub Cheddar (opcja)
W małym garnku zagotuj śmietankę i czosnek. Zdejmij z ognia i odstaw.
Korzeń selera potnij na 2-3 milimetrowe plastry.
Posmaruj małą, głęboką blachę do pieczenia masłem i lekko dopraw solą i pieprzem.
Ułóż plastry selera tak żeby na siebie trochę zachodziły (jak łuski) i posyp solą i pieprzem. Połóż kolejne warstwy w ten sam sposób. Moim zdaniem najlepsza grubość tej zapiekanki to 2-3 cm (6-7 warstw).
Zalej śmietaną, ale tylko tak, aby ostatnia warstwa lekko wystawała nad poziom płynu. Przyciśnij czymś ciężkim przez chwilę. Posyp serem, jeżeli używasz.
Przykryj folią aluminiową i piecz w temperaturze 220ºC przez 15 minut a następnie zdejmij folię i piecz następne 30 minut lub aż seler będzie miękki (wbij nóż), zbrązowiony na górze a śmietanka zamieni się w gęsty sos.
* żółty parasol dostałem od kogoś nieznajomego dzień wcześniej w autobusie.
14 komentarzy:
fajna ta Twoja układanko przekładanko
i ta międzymiastowa i ta na talerzu
Selerowa układanka pysznie wygląda.
Życiowa interesująco brzmi.
POzdrawiam!
Ja już nie wiem czy mam komentować to co piszesz o życiu czy to co układasz na talerzu. Pierwsze mnie i bawi(sytuacja lekko kwadratowa) i jakoś wzrusza (rozmowa w porannym świetle), drugie napędza apetyt:)
Uściski i miłego dnia!
"Gdy Cie wspominam, mam ochote na seler":)))
Ciekawa zapiekanka, do wyprobowania!
Pozdrawiam.
Dobrze opowiedziana historia selerowa jakiej nie znałem, i nie tylko selerowa. Pozwolę sobie skopiować przepis. pozdrawiam
Co historia, to lepsza :)BArdzo plastycznie opisane to wszystko.
A seler w tej wersji także mi się podoba, tylko niestety pewnie nie znalazłabym na niego chętnych w domu...
Czyzby ta kuchenna rozmowa byla poczatkiem romansu? :)) Pozostaje mi tylko snuc podejrzenia... :)))
A taka selerowa przeladanke poprosze jutro na obiad :))
Świetna opowieść, aż mi się trochę smutno zrobiło, bo mi się przypomniały różne rzeczy, kiedy mogło być fajnie, a nie było, bo ja wolę mało akcji (ale staram się poprawić). Zapiekanka bardzo fajna, może uda mi się wreszcie przekonać do selera, bo jak dotąd kiepsko go toleruję (ale też mam zamiar się poprawić).
o, co za historia!
niestety z calego dania wydlubalabym pewnie zapieczona smietanke z czosnkiem oraz serem, pamietajac moja dlugoletnia awersje do nieszczesnego celeriaca, postrachu szkolnej polskiej stolowki i francuskich kantyn. nawet, jezeli jest to pieknie prezentujaca sie gratin, jak ta! i na pewno obiektywnie patrzac pyszna jest. pozdrawiam.
"sytuacja stała się chwilowo lekko kwadratowa" - no piękne.
jak i rzeczowe "Zrobic ci kanapkę?..." :))
HA! też miałem kiedyś długie włosy, i niebieskie buty - martensy konkretniej. Jak wchodziłem na rynek w Cieszynie, to z drugiego końca rynku było ponoć widać najpierw moje niebieskie buty, później rozwiane, indiańsko-proste dłuugie włosy, a później już można było się łatwo domyśleć co to za debil idzie ;)
Arku a czas na spanie masz?
:)
Wiesz ja się cieszę, że masz tak barwne życie bo nam zwykłym szarakom jest dane czytać i śmiać się od ucha do ucha :)
Swoją drogą rozmowa poranna z Krystyną to jak romans z najlepszego filmu erotycznego (nie mylić z tandetnym porno) :)
Oj Patrycja ujale to wysztko tak jak chcialam napsac :-)
"sytuacja stała się chwilowo lekko kwadratowa" - masz doskonele tasty, a tempo widze zasze miales takie, co?
Przekladanka selerowa skojarzyla mis ie z tortilla di patata, ale to tylko dlatego, ze tam tez w plasterkach :) Zastanwiam sie jakeze to smakuje...
PS. CZy to wlasnie bylo owo spotkanie?
Czytając sobie recenzje najnowszych filmów, płynnie przeszłam do Twojej "przekładankowej" historii i.. jak już ktoś wcześniej napisał - niezły scenariusz możnaby skręcić ;)
Selera lubię tak średnio, ale nie zaszkodzi wypróbować, np. przy goszczeniu przyjaciół wegetarian :)
Prześlij komentarz