Wiem, nie wszyscy akceptują Walentynki, uważając, że są sztuczne, niepotrzebne i że jeden miły dzień nie zastąpi całego roku…Ja podchodzę do tego trochę inaczej.
Jestem zwolennikiem sytuacji naturalnych i wypływających z potrzeby serca, ale mimo wszystko uważam, że Walentynkom należy dać szansę i potraktować je na luzie, bez ideologii. To święto zakochanych a więc miłości. Święto, które może pomóc ‘świeżym’ parom zjeść pierwszą romantyczną kolację lub po prostu powiedzieć komuś, że się go lubi, żeby później nie żałować, że się nie powiedziało - kiedy będzie za późno (mówię tu o relacjach koleżeńsko-przyjacielskich*)…trzeba pamiętać, że jesteśmy (mimo wszystko i poniekąd) kierowani instynktem stadnym i taka atmosfera się udziela. Zdecydowanie wolę atmosferę miłości od…wiem, to bardzo lukrowe, naiwne i idealne, ale dlaczego nie?
Kiedy myślę o Walentynkach widzę mieszkanie na gdańskim Przymorzu, które na początku lat dziewięćdziesiątych (to chyba czas wprowadzania Walentynek do Polski) pożyczałem na weekendy od mojego przyjaciela Wojtka Froma. Pusty, ciepły pokój, białe ściany, parkiet, materac w rogu, magnetofon grający Midnight Flowers Golden Life, w łazience wanna z tylko gorącą wodą, kuchnia (wtedy nie była dla mnie taka ważna:) i dwa inne pokoje, których nie używaliśmy. Za oknami prószący śnieg a nad nami Pani Psycho (tak ją nazywaliśmy) przestawiająca meble nocą i wyskakująca na klatkę schodową kiedy tylko otworzyło się drzwi. No i para z za ściany, która hucznie** obchodziła Walentynki co noc i czasami w dzień;).
Uciekające pociągi do domu, kiedy chcieliśmy być ze sobą chociaż chwilkę dłużej (kiedyś uciekły mi cztery- trzy nieoficjalnie*** a jeden odjechał kiedy stałem na peronie myśląc, że to nie mój- zostałem na noc).
Ta wizja to nie tylko konkretne Walentynki, to zlepek co najmniej paru weekendów pobudzający najmilsze wspomnienia i uczucia, miło i pozytywnie nastrajający mnie do tego Święta i chęci dzielenia się szczęściem. Ważne, żeby ktoś chciał je odebrać…w czystej i przejrzystej formie dobrego, miłego słowa, listu, rozmowy bez podejrzeń i podtekstów.
Mój dzisiejszy przepis pochodzi z kuchni fusion, która bardzo często jest confusion (jak Walentynki), ale dzisiaj stanowią zgraną parę.
Przegrzebki z marchewkowo-kardamonowym puree i bekonem
(2-5 porcji)
10 średniej wielkości przegrzebków
Puree
200g marchwi pociętej w równe kawałki
6-8 kardamonów
½ cm świeżego czerwonego chilli
100g masła
Espuma z kolendry (dla chętnych)****
200ml wywaru warzywnego lub drobiowego
100g świeżej kolendry
100ml kremówki
Sól morska
Świeżo mielony pieprz
Do smażenia
25g masła
Olej
Ćwiartka cytryny
Garnisz
Usmażony na chrupko bekon, pocięty w cienkie paski
Cienki paski czerwonego chilli
Listki kolendry
Jeżeli używasz świeżych przegrzebków oczyść je z pomarańczowego mleczu i innych części zostawiając tylko białego przegrzebka. O tym co zrobić z mleczem powiem innym razem, dodam tylko, że niektórzy chefowie serwują też mlecz, ale generalnie przyjęte jest, że podawana jest tylko biała część.
Jeżeli przegrzebki są naprawdę duże możesz je przeciąć na pół, żeby uzyskać dwa krążki. Umyj, osusz i odłóż na później.
Zmiażdż kardamon i zawiń w tkaninę pieluchową.
W rondlu rozpuść masło, dodaj marchew, chilli i odrobinę wody, wrzuć zawiniątko z kardamonem. Gotuj aż marchew zmięknie. Odlej płyn do miseczki/pojemnika a kardamon wyrzuć. Marchew zmiksuj blenderem na puree używając płynu pozostałego z gotowania do rozrzedzenia i osiągnięcia pożądanej konsystencji. Puree powinno być gęsto-płynne i aksamitne. Odstaw w ciepłe miejsce.
Jeżeli robisz espumę, zagotuj wywar i odparuj połowę. Dodaj połowę kolendry i kremówkę. Zagotuj i kontynuuj gotowanie przez minutę. Zmiel blenderem dodając drugą połowę kolendry żeby uzyskać mocno zielony kolor. Przypraw i odcedź przez sitko. Odstaw w ciepłe miejsce.
Rozgrzej trochę oleju na patelni. Posól i popieprz przegrzebki i smaż aż zbrązowieją (ok.1-2 minut w zależności od wielkości). Przewróć na drugą stronę, dodaj masło, wyciśnij cytrynę. Dokończ smażenie przez następną minutę lub dwie.
Nałóż puree, połóż na nie przegrzebki, bekon i paski chilli. Zmiksuj płyn na espumę blenderem aż powstanie pianka na powierzchni. Zbierz ją łyżką i polej na przegrzebki. Dodaj listki kolendry i podawaj natychmiast.
* Wszyscy, których już nie ma…
** Stukając łóżkiem w naszą ścianę…
*** Tylko informowałem rodziców, że uciekł mi pociąg nie idąc nawet na dworzec.
****Espuma to „pianowy” sos najczęściej stabilizowany przez użycia agar agra lub lecytyny, dający kucharzom możliwość dodania kolejnego wymiaru do dania. Bardzo popularny w nowoczesnej gastronomii.
sobota, 13 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
15 komentarzy:
Arku zgadzam się z Tobą co do joty.
A dlaczego? Jutro po 12tej naszego czasu wszystko się wyjaśni :)
Piszesz o pięknych chwilach, które na pewno zostają w sercu na długo. Dlaczego mamy z nich rezygnować i wyrzekać się ich tylko po to by być 'modnym' i 'fajnym'? Tego nie rozumiem...
Nie szkoda Ci było mazać koszulki? :D
Całusy z okazji Walentynek :)))
Poleczko,
a ja sie zgadzam ztym co Ty mowisz:D
A koszulka jeszcze z czasow Happy People Syndicate:), ktore zakonczylo ofcjalna dzialalnosc jakies 2 lata temu. Teraz tylko sobie czasem cos robie:))
No i oczywiscie walentynkowe buziaki:))
A z tym się zgadzam, że Walentynki to świetna okazja by się odważyć i odsłonić z uczuciami wobec "obiektu";)Piękne masz wspomnienia, nie wiem jak to wyrazić, ale czuję bardzo ich esencję, rozumiem. I ja stawiam na spontaniczność i naturalność, bo nie bardzo umiem działać "na sygnał". 14lutego może mnie boleć brzuch, mogę mieć zły dzień, mogę po prostu nie mieć nastroju. A 16lutego będę "in the mood for love" i zrobię mnóstwo szalonych i słodkich rzeczy, które robiłam 17, 20 i 31grudnia, 16stycznia i 2lutego, które będę robiła i w inne dni a będą one lepiły w całość to co potocznie nazywa się szczęściem;) To oczywiście tylko moja opinia;)
Pozdrawiam bardzo!
P.S. Uwielbiam agar agar do zagęszczania.
Bardzo miło czyta się o twoich Walentynkach! A o takich przegrzebkach marzę...
Niby prawda i chyba w sumie tak postępuję, pozwalając sobie na neiprzesłodzoną spontaniczność. Ale zawsze tego dnia czuję bunt i sprzeciw, gdy słyszę same smętne piosenki w radiu, gdy widzę, jak się zarabia kasę na kolejnym święcie, wystawiając tandentne, serduszkopochodne drobiazgi...
W pewne Walentynki zrobiliśmy sobie 'konkurs' na najbrdziej kiczowatą Walentynkę. Ja wygrałam, może dlatego, ze mialam możliwość zaopatrzyc się w P., gdzie cięzko było o normalną kartkę.
Ha, na Przymorzu też się mieszkało! :)
No i wszystko jasne :)))))
Jak różowego nie lubię tak koszulkę ubrałabym od ręki :)
Dasz przymierzyć w marcu? :D
Małże świętego Jakuba robiłem w dużo prostszy sposób smażąc na sklarowanym maśle ale z marchewkami i bekonem będą chyba moim sztandarowym daniem mimo, że świeże niełatwo dostać - wogóle dostać.
Wyborny przepis. Czy mi się wydaje, że w tym daniu zachaczasz o kuchnię molekularną? pozdrawiam
Się witam tylko, bo zaległości będę nadrabiać później.
Ale już piszę Ci co ja o rzeczonych myślę. Otóż - w tym roku, złośliwie na przekór sobie je lubię, choć udaję, że dzisiaj ich nie ma. Ucieszył mnie telefon - to był najlepszy prezent, którego się nie spodziewałam i nawet sama przed sobą na niego nie liczyłam. Więc powiem (ale udaję, że to nie ja to piszę): "niech żyją walentynki" ;) Za rok może mi się przyda takie święto ;)
Ale romantyczna koszulka :) Masz fajne wspomnienia.
Ja nie świętuję ale i nie zwalczam, każdy może robić co mu się podoba. Zresztą jesteśmy już baaardzo "nieświeżą" :) parą i spędzamy razem praktycznie cały czas, gdyby było np. tak jak u Poli i jej Połówka to pewnie mielibyśmy inne podejście.
Ściskam :*
Aaaaaa muszle św Jakuba :D Nie wiedziałam, co to są przegrzebki. Uwielbiam, jak wszystkie morskie morskie stworzonka. Brzmi pysznie. Na Walentynki idealnie, bo się człowiek nie przeje :)
Zgadzam się, że nie ma co czekać na święto, żeby świętować akurat Walentynki, ale okazja jest sympatyczna, a wcale nie trzeba się poddawać plastikowemu szaleństwu.
A wielgachny czerwony lizak w kształcie serca jest rozbrajający :) Całkiem jak Twoja koszulka :) Powalentynkowe uściski.
Wspomnienia pierwsza klasa- żywe. Kuchnia fusion/confusion zostaje mi w głowie. Piszę się na te przegrzebki chociaż bardziej confusion, może dlatego.
ps. wczoraj w kawiarni płyta zacięła się na "careless whisper" G. Michaela i usłyszałem tą piosenkę jakieś 6 razy pod rząd. Za takie walentynki to ja dziękuję
Małżyki niebylejakie ... A Walentynki, kiedyś miały dla mnie inne znaczenie i mam wspomnienia, które w ten dzień ożywają, ale wolę romantyzm codzienny niż odświętny. Teraz mięknie mi serce w Walentynki pod wpływem innych uczuć niż kiedyś. Ściska mi gardło wzruszenie gdy budzę się, a na szafce vis a vis mojego łóżka stoi czerwone serce zbudowane z Lego i legowy napis I love u. Dwa kochane szkraby ...
Napisze po prostu i bez ogrodek, urzekla mnie ta wypowiedz, tym bardziej bo z meskiego punktu widzenia, czy raczej odczuwania :)
A przepis jak zwykle nietuzinkowy i apetyczny.
Pozdrawiam
Swietnie Arku podsumowales Walentynki, wszystko jest dla ludzi i ekstrema sa niebezpieczne :D
Koszulka wymowna dales czadu :-)
Menu wprost dla zakochanych, zawsze przy takich przepisach chce mi sie krzyczec "Czech zadaja dostepu do morza" :D
Prześlij komentarz