wtorek, 13 marca 2012
Bali, bhaji i korzeń lotosu
W związku z chronicznym (patologicznym) snobizmem mojego szefa, raz na jakiś czas jesteśmy uczestnikami (zredukowanymi do funkcji dostarczycieli jedzenia i alkoholu) kolejnej wspaniałej akcji piarowskiej, której echo rozsławi nas na cały świat a przy okazji przyciągnie lokalnych klientów. To zawsze zaczyna i kończy się tak samo. Dużo pracy, biegania, załatwiania i spełniania niedorzecznych oczekiwań pomysłodawców/organizatorów, którzy są najczęściej jedynymi wygranymi a nam zostają niespełnione obietnice tłumów w restauracji, niekończących się rezerwacji etc. Nie chcę wywoływać wilka z lasu, ale od dłuższego czasu cisza na tym froncie…
Jedną z bardziej zabawnych tego typu sytuacji była kolacja charytatywna w stylu balijskim organizowana przez Dianę von Cranach autorkę książki Rawfully Good: Living Flavours of Southeast Asia na rzecz pomocy zakupu pomocy edukacyjnych dla dzieci na Bali, gdzie ona mieszka. To była niezła, lekko dramatyczna komedia niedomówień, urwanych łącz, łez, śmiechu, paniki i braku planowania w głównej mierze odegrana przez autorkę przedsięwzięcia z drugoplanową acz oskarową kreacją mojego szefa. Wydrukowane maile, które dostawaliśmy do kuchni od początku nie trzymały się kupy, ale byliśmy zapewniani, że się trzymają. Okazało się, że oboje słyszą się nawzajem, ale nie słuchają… a nam pozostało to wszystko posprzątać, to znaczy ugotować :)
Lista egzotycznych składników była długa a większość z nich była albo droga, albo słabo dostępna a budżet niski, na szczęście Diana przywiozła walizkę świeżych i suszonych przypraw a liście bananowca obcięliśmy z drzewa w restauracji (tak mamy takie drzewo i nawet miewa owoce). Mieliśmy składniki, skompletowaliśmy receptury (to się właśnie nie trzymało kupy i tak było!) i zaczęliśmy przygotowania, kiedy nagle wpada Diana (absolwentka Cordon Bleu!) i mówi: NIE! NIE! NIE TAK Panowie!! Nie musicie robić tego zgodnie z recepturą, musicie próbować!
Spojrzeliśmy sobie z kolegą głęboko w oczy, potem wymownie na nią (mówiąc szczerze była wtedy o włos od przygotowywania kolacji w pojedynkę). Nasze twarze zadawały jej wiele pytań, głównie niecenzuralnych, które ona szybko zrozumiała. Na szczęście nic tak nie zbliża współpracowników/kontrahentów jak szybka wymiana szczerych myśli, którą ludzie często nazywają kłótnią a ja najlepszym lekarstwem na stosunki w pracy. Jedna dobra, konstruktywna kłótnia to jak kilka wyjść na piwo, jest tylko jeden warunek- trzeba ją zakończyć cywilizowanym odrzuceniem złych emocji i ustaleniem nowego, zerowego startu.
Summa summarum, kolacja bardzo się udała, było kilku celebrytów klasy XYZ, nie dotarł niestety obiecywany Marco Pierre White… chociaż prawdę mówiąc zastanawiam się czy on w ogóle wiedział, że miał tam być ;)) Teraz, wszystko jest tylko wesołym wspomnieniem, chociaż to dzięki niej spróbowałem świeżej kurkumy, korzenia lotosu, czy najlepszych suszonych chilli (podobno z ogródka Diany) jakie kiedykolwiek jadłem a mój szef musiał dopłacić do imprezy :)
Ostatnio dużo eksperymentuję z korzeniem lotosu. Używając przepisów Anny Hansen zrobiłem lotosowe chipsy i wersję marynowaną z kurkumą a po porównaniu kilku przepisów na curry, połączyłem je w jeden, który wydaje się być prosty, bazowy. Chciałem, żeby lotos był pierwszoplanowym graczem i żeby nie zaginął gdzieś w otchłani sosu, dlatego zdecydowałem się ugotować bhaji czyli tzw. suche curry czy jak kto woli warzywa duszone. Zapraszam :)
Bhaji z korzenia lotosu
(4 porcje)
1 łyżka oleju
1 łyżeczka kminu rzymskiego
2cm świeżego imbiru (drobno posiekany)
1 cebula (pocięta w piórka)
4 ząbki czosnku (drobno posiekany)
1 łyżeczka startej świeżej kurkumy lub (1/2 kurkumy w proszku)
1 czerwona chilli (pocięta w plasterki)*
1 łyżeczka kolendry w proszku
2-3 średnie ziemniaki (obrane i pokrojone w półplastry 5mm grubości)
400g korzenia lotosu (obrany i pocięty w plastry 3-4 mm grubości)**
½ łyżeczki garam masala
Sól morska
Świeża kolendra do dekoracji (ale i dodania smaku)
Rozgrzej olej w garnku, dodaj kmin i podsmaż go aż ziarenka zaczną “strzelać”, wtedy wrzuć imbir i podsmaż go przez kilka sekund. Następnie dodaj cebulę i czosnek, podsmaż przez parę minut (nie przypal), dodaj kurkumę, chilli i kolendrę w proszku, dobrze wymieszaj. Wrzuć ziemniaki i korzeń lotosu, wymieszaj dokładnie, żeby przyprawy pokryły warzywa, dodaj kilka łyżek wody, przykryj i duś przez 10-15 minut lub aż ziemniaki będą miękkie. Dopraw garam masalą i solą, posyp świeżą kolendrą. Podawaj z ryżem, chlebkiem naan lub chapati.
* Dodaj najpierw połowę, sprawdź czy Ci odpowiada poziom ostrości i ewentualnie dodaj więcej, żeby zaostrzyć.
** Dobrze jest włożyć pocięte plastry do naczynia z wodą z dodatkiem soku cytrynowego, żeby uniknąć ich utlenienia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
17 komentarzy:
a gdzie się kupuje korzeń lotosu ?
Arku, pytam poważnie, kiedy napiszesz książkę? :))
Piękne Bhaji!
Twoją potrawę smakowałabym z należytym ,nabożeństwem".
Jak smakuje korzeń lotosu? Tylko mi nie odpisuj, że tego trzeba spróbować ;)
Intrygujace! Jesli uda mi sie kiedys dorwac korzen lotosu (a znajac Londyn, pewnie sie uda ;)), to sprobuje takie zrobic.
A twoje anegdoty kuchenne zawsze poprawiaja mi humor.
Hola Chefe!No to nie zostalo mi nic innego jak w la Buqueria upolowac korzen lotosu!
Wyprobowalam juz wiekszosc Twoich przepisow, choc w wesji zmodyfikowanej, gdyz jestem zatwardziala wegetarianka od 20 lat -)) Jest to jeden z niewielu blogow, gdzie z dreszczykiem ciekawosci i niecierpliwosci czekam na kolejny, kolejny i kolejny wpis chefa!
wiedzma_florentyna
mowiac szczerze nie wiem gdzie w Polsce mozna go dostac. Probowalbym w "sklepach wegetarianskich" albo online. Mozna go tez kupic w zalewie, tez bedzie sie nadawal tylko trzeba bedzie dodac pod koniec gotowania:)
Aurora
jak tylko znajde/zostane odkryty przez jakiegos odwaznego wydawce ;))
Amber
dzieki :))
Ewa
na surowo smakuje malo atrakcyjnie, mącznie, ale przez to doskonale wchlania inne smaki :)
chipsy smakuja troche jak chipsy z pasternaku.
Maggie, ja kupuje go w azjatyckich "supermarketach":)
Anonimowa
dziekuje:)) zycze milego modyfikowania i gotowania:))
Arku, niezły bigosik urządza Wam Pan Szef...
A Twoje danie wspaniale komponowałoby się z daniami podawanymi w spa, bo tam (tu...) mnóstwo suszonego korzenia lotosu, jako dekoracji:)
Swoja drogą zastanawiam się jak wyglądają twarze wyrażające chęć wypowiedzenia niecenzuralnych słów...:)
Korzeń lotosu, wow! :))
A wiesz, ja też bym chętnie zakupiła książkę Twojego autorstwa:)
Pozdrowienia
Ależ jestem ciekawa, jak smakuje lotos! No i jestem pod wrażeniem dostępu do liści bananowca ;)
Ewelajno,
tak lubi przygotowyac, ale nie lubi go jesc ;))
A takich twarzy to raczej nie chcialabys widziec ;)
Majana
dzieki! dedykacja murowana jakby co :)))
Aniu,
tak jak mowilem Ewie surowy smakuje malo atrakcyjnie, mącznie, ale przez to doskonale wchlania inne smaki. Jego wyglad, tekstura(dlugo pozostaje al dente;)) i ta umiejetnosc "podkradania" smakow powoduje, ze ma charakter i da sie lubic w kuchni :))
To ja Arku wzuwam buty i śmigam po lotos do warzywniaka ;)
Na serio - Twoje historie jak zawsze do śmiechu i do myślenia, super :-)
Witam, z tej strony Basia z Wrocławia, przedstawiam się bo pierwszy raz komentuję:). Arku- jeśli mogę tak:)- pisz pisz pisz bo to czytanie tego to przyjemność pierwszej klasy! Inspirujesz i zachęcasz do eksperymentów, a dodoatkowo sprawiasz, że robi się ciepło na sercu i tak...miło. Dziekuję za to. Pozdrawiam!
Monika,
Ewelajna mowila, ze u niej w Spa duzo maja, trzba tylko bedzie namoczyc ;))
Basiu,
dzikuje, bardzo mi milo:)))) pisze ,pisze i walcze z czasem ;))
Jak to dobrze wrócić i przekonać się, że są miejsca gdzie zawsze się pośmieję i w dodatku smakowicie nakarmię oczy :)
Pozdrawiam :)
Bardzo fajnie się Ciebie czyta :) Twój blog traktuję jako odskocznię-przerwę w ciągu dnia pracy. Dziękuję, że gotujesz - piszesz :)
Prześlij komentarz