Na początek
przyjemność a za razem obowiązek: zdobywczynią kitla podpisanego przez Kobe
Desramaults’a została Marta Dymek. Jeszcze raz gratuluję zwyciężczyni i
dziękuję wszystkim, którzy wzięli udział w zabawie.
A teraz powracam
do zapowiadanej relacji z In de Wulf. Mówiąc szczerze nie wiem od czego zacząć.
Na pewno był to bardzo intensywny tydzień, pełen pozytywnych doświadczeń,
nowych (mam nadzieję długich) znajomości i przede wszystkim tydzień, po którym
jeszcze bardziej pokochałem swój zawód.
Podróż od drzwi
mieszkania w Londynie do drzwi mojego lokum w Dranouter w Zachodniej Flandrii
zajęła mi dwie i pół godziny z przesiadką w Lille. Chwała tunelowi pod kanałem La Manche ! Jadąc z Bailleul we
Francji dróżkami prowadzącymi przez pola do Dranouter w Belgii (ok. 5 km ) miałem wrażenie
nieustającego deja vu i natychmiastowej przynależności. Czułem się jak na
Warmii…
Położenie In de
Wulf najlepiej można określić mówiąc „po środku niczego” czyli na kolonii
wioski między polami. Brzmi to jak pomysł na klęskę biznesową, ale uważam, że
to co zrobił szef i właściciel Kobe Desramaults zmieniając bistro swojej mamy w
jedną z najlepszych restauracji na świecie jest genialne. Tam nie ma ludzi
przypadkowych, zarówno wśród załogi jak i klientów, każdy kto tam trafił - chciał tam być i zadecydował o tym
wcześniej- piękne!
Praca w In de
Wulf jest wielkim kopniakiem motywacyjnym. Z jednej strony kreatywny i
zaangażowany szef, który nie jest zbyt ważny i wielki do wykonania nawet
najprostszych prac (tak, tak podłogę też zmywa) z drugiej ciekawi kulinarnej
przygody i wiedzy klienci a z trzeciej pełna
ambicji, skupiona na pracy i samorozwoju załoga. Restauracyjny dzień zaczyna
się o 8.30 a
kończy najczęściej po północy z małą przerwą na obiad a to wszystko bez
najmniejszego uczucia presji (oczywiście tej zbędnej, tworzonej dla samego
faktu jej tworzenia). Oprócz swoich codziennych obowiązków każdy stara się
zrobić „coś nowego, coś swojego”, może to być, ser, wędlina, nowy chleb czy
próba stworzenia napoju typu cola.
Marleen
codziennie o szóstej rano rozpala w piecu do pieczenia chleba.
Niall jest
nadwornym „masarzem”- robi pyszne wędliny a tutaj zapieka selera :)
Martijn jest
rosnącą gwiazdą cukiernictwa, przez kilka dni przygotowywał prezentację na
Salon du Chocolate w Lille, gdzie wystąpił obok znanych i jak to potem określił
sztywnych znanych Francuzów. Oby jego status gwiazdorski piął się tak szybko
jak on pracuje ;)
W ciągu tych
kilku dni przez kuchnię i restaurację przewinęło nam się parę ekip filmowych
(m.in poszukiwacze najlepszego steka na świecie), kilku fotografów i jeszcze
więcej dziennikarzy. Codziennie rano pojawiali się dostawcy, niektórzy z jednym
koszykiem swojego towaru, najczęściej z pobliskiego gospodarstwa. Część ziół
dzięki sprzyjającej aurze mogliśmy zbierać sami, byłem na takiej wycieczce,
potem musiałem je przebrać… i serwować :)
Parę razy
zostaliśmy z szefem na pogaduszki, przygotował nam przekąski, wypiliśmy symboliczne
piwo i posłuchaliśmy historii z In de Wulf nie zwracając nawet uwagi na to, że
po 4-5 godzinach snu przed nami 16 godzin pracy- te chwile warte są poświęcenia
;)
moje osobiste menu wymiętolone w kieszeni
Siedząc w pociągu
do Londynu dostałem smsa: Mamy jutro prezentację piwa Westmalle. Mam nadzieję,
że jesteś pełen inspiracji ;). Byłem! I dzielę się z Wami jedną z nich.
Gruszki gotowane
w piwie z różowym pieprzem, kruszonymi speculoos i crème fraîche
(4-6 porcji)
4 gruszki (użyłem
Komisówek)
1 butelka (330ml)
Westmalle Tripel
1½ łyżeczki różowego pieprzu
1 gwiazdka anyżu
1 trawa cytrynowa
6 goździków
100ml płynnego
miodu
1 łyżka miękkiego
brązowego cukru
Sok z 2 limonek
Włóż wszystkie
(oprócz gruszek) składniki do rondla i zagotuj. W międzyczasie obierz gruszki i
przetnij na pół, wyjmij gniazda nasienne. Włóż do gotującego się płynu na 15
minut lub aż będą miękkie, ale nie rozpadające się. Wyjmij łyżką cedzakową i
odstaw do ostygnięcia a płyn zredukuj (odparuj) do 1/3 wyjściowej ilości lub do
osiągnięcia konsystencji syropu.
Kruszone speculoos:
125g mąki
70g cukru demerara
75g masła
¼ łyżeczki
cynamonu
¼ łyżeczki
startych goździków
¼ imbiru
¼ gałki muszkatołowej
1-2 łyżki mleka
Wymieszaj ze sobą
wszystkie składniki (użyj robota kuchennego) żeby stworzyły zwartą elastyczną
masę, którą łatwo rozwałkować (nie powinna się kleić).
Rozwałkuj na
grubość 3-4 mm ,
przełóż na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i piecz w temperaturze 170ºC
przez 20-25 minut lub aż ciasto będzie „sztywne” w dotyku, ale nie przypalone.
Wyjmij ostudź i połam na kawałki wielkości grubej kruszonki.
Przed podaniem
przygotuj 4-6 kokilek lub miseczek* i rozgrzej piekarnik do 200 ºC. Potnij
gruszki w kostkę i podgrzej w syropie (nie gotuj!). Wsyp 1-2 szczypty kruszonki
na dno kokilek/miseczek dodaj podgrzane gruszki (starając się odsączać
większość syropu) i uzupełnij kolejną porcją kruszonki. Wstaw do piekarnika na 1-2
minuty** i podawaj z crème fraîche.
Smacznego!
* Możesz podawać
całe gruszki lub połówki, ale moim zdaniem tak prezentują się lepiej ;)
** Chodzi tylko o
lekkie podgrzanie kruszonki.
12 komentarzy:
CHOLERNIE zazdroszczę :D
Z jednej strony kreatywny i zaangażowany szef, który nie jest zbyt ważny i wielki do wykonania nawet najprostszych prac (tak, tak podłogę też zmywa) z drugiej ciekawi kulinarnej przygody i wiedzy klienci a z trzeciej pełna ambicji, skupiona na pracy i samorozwoju załoga.
To brzmi jak recepta na restauracyjny sukces.
Świetny tekst, piękne zdjęcia, tylko pozazdrościć takich wrażeń :) A swoją drogą - ciekawe czy w Polsce taka restauracja z dala od ... wszystkiego miałaby rację bytu - nawet z najbardziej zaangażowaną załogą i oddanym szefem. Fajnie by było... Pozdrawiam!
Fajne to "pośrodku niczego" :) I skojarzenia z Warmią - jak zamieściłeś na facebook to zdjęcie z wieżą to pierwsze co pomyślałam to "do Gietrzwałdu pojechał?" :D Strasznie mi się to wszystko podoba co piszesz, i ten szef i ta nieprzypadkowość, no i najważniejsze że wrażenia i inspiracje jak najlepsze!
Serdeczności moc :)
'jak na Warmii'? Pozdrowienia z zasypanego Olsztyna!
Aurora
:D
smaklick,
tak to brzmi, jedyny problem w ciaglym dostarczaniu nowych klientow ;)Czekam na Twoj wywiad z Kobe, daj znac jak i gdzie przeczytac :)
js28,
dziekuje :) tez sie caly czas nad tym zastanawiam czy w Pl to by przeszlo... chyba IdW ma duzo lepsze polozenie geograficzne-blisko Francji, Holandii, Anglii..
Monika,
dokladnie to samo pomyslalem widzac wierze kosciola w Dranoter- Gietrzwald :)))
lisiczka_bez_kitki,
mam nadzieje, ze do przyszlego tygodnia to wszystko stopnieje, nie lubie sniegu a przyjezdzam do Olsztyna ;)
wow, ale relacja :) Deser wygląda świetnie!
Pracowalam tam ponad pol roku. Po studiach prawniczych w UK trafilam 'in the middle of nowhere' by byc blizej narzeczonego ktory byl w IdW sous chef. Potwierdzam wszystko- niesamowita restauracja, magiczna okolica, swietny zespol, rewelacyjni ludzie!
To jest miejsce do ktorego sie wraca...
A tak btw to ten region Heuvelland zostal oswobodzony wlasnie przez Polskie oddzialy w 1944 roku, do dzisiaj w centrum miasta stoi kapliczka to upamietnijaca! - to slowa Kobe -sprawdzilismy i zgadza sie!
Co do restauracji 'po srodku niczego' to odsylam do Faviken w Szwecji. Na brak klientow nie moga narzekac, tak samo zreszta jak IdW.
Pozdrawiam,
Martyna
Martyna!
fajnie, ze napisalas, slyszalem o Was w IdW, Marre mi mowil ;)
Chetnie bym tam wrocil a napewno bede trzymal kontakt :)
btw czy to Twoje zyczenia urodzinowe pomagalem pisac ?
Hej Arek,
No tak, moglam sie tego spodziewac, Marre to najwieksza plotkara IdW :)
Co do zyczen, to byly one do mojej siostry:)
Polecam wrocic tam w okresie letnim, oczywiscie jezeli brak snu nie sprawia problemu i nie przeszkadza 'foraging' o 3 w nocy przy swiatlach samochodowych!
Pozdrawiam,
Martyna
Czy wszyscy fajni i znający się na rzeczy blogerzy jedną w te same miejsca? ;)
Pojechałabym tam. Na serio bym tm pojechała. Porobiła zdjęcia Dziewczynie, która piecze chleb, skosztowała te lody o smaku siana...
Całusy!
Kurcze, aż mi ślinka pociekła. Poza tym fajnie i ciekawie opisane.
Prześlij komentarz